- rikkiliki
31
Alice w Nowym Jorku cz.2
Alice wróciła tego dnia do domu z pełnymi torbami. Kupiła masę rodzajów herbatek, masła, lemoniadek i innych produktów. Pod hotelem, udało jej się wyskrobać parę "grubszych" groszy na Nowo Jorskie schronisko dla zwierząt. Tak czy siak, w portfelu zostało jej tylko dziesięć dolarów. Mała cziłała, plątała się pod nogami, zmęczona długim spacerem. Meggan opuściła ją już trzy przecznice stąd.
Wreszcie bohaterka dodarła pod niebieską kamieniczkę, o czerwonych drzwiach, który, pomijając krwawo-czerwone pelargonie, był najmocniejszym akcentem mieszkania.
Przystanęła pod marmurowymi schodami i wzięła Tinę na ręce. Hmm.. ciekawe.. Zajęła się głaskaniem nerwowo suczki i rozmyślając o Amerykańskiej znajomej.
- Panienka wchodzi?! - zniecierpliwiony, męski głos, otwierającego drzwi, przywrócił ją do rzeczywistości. Wysoki mężczyzna świdrował ją wzrokiem.
- Och, tak! Przepraszam. - cofnęła się, wślizgując do wnętrza. Przywarła do ściany, przepuszczając kolejkę mieszkańców, do wąskiego przedsionka. Gdy przeszli, wdrapała się szybko po schodach, by nie blokować dłużej wstępu innym.
Przedsionek był wąski, ciasny. Wokoło roznosił się zapach róż, i antycznych starości, umieszczonych na stałych, drewnianych, potężnych stoliczkach. Schody i kominki były wykonane z marmuru.
Pchnęła bez wahania drzwi do własnego mieszkania. Ciepło, ale nie duszno, powitało ją, i mogła rozkoszować się dalej zapachem ciasta jeżynowego, które od godzin tkwiło w piekarniku.
Tekst: hannah879